niedziela, 31 maja 2015

15 kilometrów, 2 awarie, 4 godziny...

Na sobote 30 maja mieliśmy dość prosty plan. Szybki wyskok do Intermarche Pawłowice oddać krew.
  
Wyjechaliśmy ok 9 rano, spokojny przejazd przez miasto, tankowanie. Auto po czyszczeniu układu paliwowego, wymianie filtra paliwa, powietrza i paru innych detali prowadziło się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Do czasu. W Bziu temperatura płynu w chłodnicy przekroczyła skalę i w akompaniamencie syku zjechaliśmy z drogi. Rozleciał się wąż odprowadzający gorącą parę z chłodnicy. Jako że w aucie nie mieliśmy nic czym moglibyśmy podratować sytuację poszliśmy na zakupy do pobliskiej Biedronki. Kupiliśmy wodę i folię aluminiową ;-) Zrobiliśmy porządną prowizorkę z fili  i taśmy klejącej, dolaliśmy wody do chłodnicy:


Zadowoleni że daliśmy radę tak szybko naprawić usterkę wsiedliśmy i nie stało się nic. Żuk nie odpala... Co to ma wspólnego z nieszczelnością jednaj rury? Nie potrafiliśmy zgadnąć co się stało. Godzina rozbierania wszystkiego co potrafiliśmy i ciągle brak diagnozy. Po następnych 30 minutach mieliśmy winnego - ukruszony kabel.  Jeszcze nie wiemy do czego służy ale już wiemy że jest ważny :-)


Więc dalej w drogę - całe 200 metrów. Tyle wytrzymała prowizorka... Tu już musieliśmy wzywać kawalerię (dzięki Walker!). W sklepach motoryzacyjnych patrzyli na nas na wariatów gdy pytalismy o częśc do Żuka. Na szczęście jest takie miejsce w Jastrzębiu gdzie od ręki można kupić co nieco do naszej maszyny. 25zł później jechaliśmy dalej tym razem kilka kilometrów i wskazówka temperatury kolejny raz poza skalą...
Tym razem już 100% naszej winy bo po poprzedniej naprawie nie uzupełniliśmy tego co wylało się na droge. Na miejsce dotarliśmy standardowo wzbudzając ciekawość a po deklaracji gdzie w sierpniu jedziemy zdziwienie :) Reszta dnia już bez sensacji - krew, czekolady, apteczka :-), i bezawaryjny powrót do domu...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz